Wyprawy
Na krawędzi pustyni 27 maja 2013
Pamiętam jak kiedyś patrzyłam na ten bezkres piasku i kształtów z okien samolotu. Sahara była wtedy nieprzeniknionym i bardzo niedostępnym miejscem, o którym marzyłam. Teraz, gdy stanęłam bosa stopą na jej krawędzi poczułam coś, czego brakowało mi od pewnego czasu. Krajobrazu nie ograniczonego horyzontem, ciszy i słońca. Ta kompozycja sprawiła, że postanowiłam zostać tu na chwilę, zamieszkując przytulny berberyjski namiot…
Wyprawę do Maroka zaczęłam sama. Nocnym czerwonym autobusem zmierzałam na zachód. Tam czekał Łukasz. Przygoda nabrała tempa i uśmiechu już w Poznaniu. Przesłuchałam dedykowaną na ten poranek piosenkę o kierowcy wesołego autobusu i na chwilę zasnęłam. Za oknem padał deszcz. To była najlepsza chwila, żeby przenieść się na pustynię.
10 - 14.11.2010
Oslo - nie zdarzyło się przypadkiem. Zaplanowałam je tak jak zaplanował Paweł z Danielem. Z tą jednak różnicą, że oni tam zostali ja wróciłam. Wróciłam tu po to żeby wrócić tam. Ta utrzymująca niezmiennie od lat berło najdroższej stolicy świata w pełni zasługuje na swoje miano. Ale nie to jest istotne w podóży na pólnoc. W jednej chwili znajdujesz się w mieście gdzie otacza Cię urokliwy pasaż pełen uśmiechniętych ludzi, ekskluzywne niczym z folderu reklamowego budynki, stojące majestatycznie wzdłuż nadmorskiego bulwaru, zieleń otaczających miasto wzgórz, historia wypraw Wikingów i podbojów aktycznych, niezwykła sztuka, która spogląda na Ciebie milionem oczu w parku Vigelanda aż wreszcie cisza i spokój jaki ogarnia Cię po dniu pełnym wrażeń. Takie jest Oslo, wielobarwne, wielokulturowe, wielostrukturalne. Jest miejscem, do którego można wracać bez żlau kilka razy, a to dopiero początek wielkiej przygody z Pólnocą.
11 grudnia 2009 - 16 stycznia 2010
To było jak wejście do wielkiego ogrodu botanicznego, w którym bez strachu przed ludźmi zwierzęta i ptaki bawiły się zielenią, przestrzenią, wolnością. Taka jest Nowa Zelandia, pachnąca florą wszekiego gatunku, zniewalająca krajobrazem, pełna śpiewu egzotycznych ptaków, wypełniona stadami leniwych baranów. Jest po prostu niesamowita, warta 25 - godzinnej podróży w mało wygodnych lotniczych fotelach.....07-13 października 1998
No to jesteśmy na miejscu. Almeria przywitała nas pięknym słońcem w formie 28 st.C. To jest niesamowite uczucie, gdy po tygodniu ponurych deszczowych dni znowu zobaczyliśmy ten cudowny złoty krążek.
24 styczeń - 18 lutego 2006
...4.45 pierwszy dzień upragnionego urlopu...Dźwięk budzika zabrzmiał niesamowicie obco w środku nocy. Zastanawiałam się przez chwilę, czy moje wakacje zaczną się kiedyś długi leniwym porankiem, kiedy będzie można wyłączyć wszystkie zegary świata, czekając na powolny rozwój wypadków... a nie przepychać się o 5.10 rano w kuchni i gnać po schodach do czekającej taksówki.
1 październik - 5 listopada 1999
Wszystko wskazywało na to żeby nie lecieć, a już na pewno trzęsienie ziemi jakie dopadło centralne rejony Meksyku na dwa dni przed planowanym wylotem na upragnione wkacje. Wciąż aktualny bilet lotniczy zdawał się mówić o zupełnie co innego, zapowiadając niezapomniane przygody w krainach Azteków…
Czytaj więcej: W krainie Majów i Azteków - Meksyk, Gwatemala, Belize
Strona 1 z 3
- start
- Poprzedni artykuł
- 1
- 2
- 3
- Następny artykuł
- koniec