Jeśli narzeka się za bardzo, że jest za gorąco to przewrotnie można się na wymarzonych wakacjach znaleźć tam gdzie będzie się narzekać, że jest za zimno. Tak było i tym razem. Lipcowe upały zupełnie nie działały na mnie w żaden mobilizujący sposób, więc wyjątkowo bardzo czekałam na wakacje u wybrzeży Norwegii. Jeszcze przed wyjazdem spojrzałam na mój cenny certyfikat dotarcia do Cabo da Roca – najbardziej na zachód wysuniętego skrawka Europy i słowa portugalskiego poety „gdzie ląd się kończy a morze zaczyna” i kilka zdjęć z prawie najdalej na południe wysuniętego skrawka Nowej Zelandii. Nadszedł czas na północ. I to nie byle jakim sposobem tylko na pokładzie dzielnej Gedanit w towarzystwie nie mniej dzielnej załogi .. ale o tym później… tak czy inaczej pozostał jeszcze wschód, a tam musi być jakaś cywilizacja i wcześniej czy później do niej dotrę, zapraszam na przyszły rok. To już postanowione.
A póki co po kilkunastu dniach letnich wakacji w temperaturze 10st znów narzekam, że jest mi gorąco… tym razem chyba lepsze będzie zaproszenie na lody w okolicach Sandomierza, przynajmniej przez kilka najbliższych dni.