Aktualności
Mieszkając nad morzem nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo uzależnię się od spoglądania za okno, sprawdzając stan morza, patrząc na wędrujące chmury na niebie, łapiąc każdy rozgrzewający promień słońca. To wciąga:) ale i pozytywnie nakręca do robienia rzeczy zupełnie innych nich dotychczas. Siedząc na Nabrzeżu Francuskim stajesz się częścią historii polskiej emigracji, która w tysiącach ludzkich istnień podążała za głosem wolności czy szansy na lepsze jutro na pokładzie Batorego, Piłsudskiego – naszych sławnych liniowców. Patrzysz jak tuż obok ciebie przepływają wieżowce załadowane wszelkim rodzajem surowców, drzewem itp., wciskają się w ciasne doki, cumując do licznych kei. To całkowicie inna odsłona Gdyni, trochę przemysłowa ale też będąca nieodłącznym elementem morskiego krajobrazu tego miasta. Serce gdyńskiej stoczni. Chociaż to serce można zostawić w wielu innych miejscach, a już na pewno w porcie jachtowym, gdzie zdarza mi się spędzać najwięcej czasu. Jak tylko można postawić jakiś żagiel i ruszyć na zatokę, jestem tam. I tu niezmiennie od pogody, wiatru, stanu morza Was zapraszam... aby wypłynąć poza horyzont:)
Początek roku był wyjątkowo wymagający pogodowo, zwłaszcza na morzu. Patrząc niejednokrotnie na jego horyzont wyobrażałam sobie, że gdzieś musi byc słońce, dużo słońca.. Na początek znalazłam je w pięknych zimowych krajobrazach malowniczych okolic Zwierzyńca. Geograficzny kulig jak zawsze okazał się wyjątkowym antidotum na zimową chandrę. Potem ciepłe promienie zagościły na piaskach gdyńskiej plaży. Ale niezmiennie było jednak dziwnie zimno, a tęsknota za latem rosła w siłę. Dałam za wygraną. Lot z Gdańska na Maltę to tylko niecałe sto zł w jedną stronę. Nie zastanawiałam się długo. Grono chętnym powiększyło się o sprawdzonych w realizacji nietuzinkowych pomysłów motocyklistów. Sama wyprawa to już zupełnie inna historia dośc iż ten krótki acz wyjątkowo napięty plan zaczął przynosic nieplanowane przygody jeszcze na długo przed właściwym lotem do raju. Ale to chyba właśnie te nieprzewidziane okoliczności zazwyczaj nadają kolorytu każdej z podróży. Dlatego zachęcam do korzystania z każdego wolnego dnia, który może stac się początkiem niezwykłej, ekscytującej przygody życia. Powodzenia:)
Kolejny sztorm na Bałtyku. Spoglądam z okna na rosnące fale. Białe grzywy morskiej piany rozbryzgują się o falochron. Widok wyjątkowo piękny i przerażający zarazem. Przez chwilę zastanowiłam się ile sztormów za mną, na pełnym morzu, na oceanie... Nie zliczę ale za każdym razem jak wypływam mam świadomość, że przyjdzie i będzie panował na naszym jachtem. Tak jak czasami przydarzy się w życiu. Doświadczona, czasami nieznośną żeglugą wiem że w końcu minie. I rzeczywiście. Ostatni podmuch wiatru, ostatnia uciążliwa fala odsłania gładką taflę wody, słońce rozgrzewa zmarznięte palce... wygląda to jak wstęp do kolejnej wyprawy:), bo rzeczywiście tak było w tym roku na Morzu Północnym, ale to inna opowieść. Gdynia – to miejsce gdzie powstaje nowa historia, tworzona z przyjaciółmi, statkami stojącymi na redzie w oczekiwaniu wejścia do portu, z ciepłym piaskiem niemal prywatnej plaży i urzekającym widokiem z okna na niczym nie zakryty, bezkresny horyzont. Jestem w miejscu pełnym magii, do którego zapraszam wszystkich, którzy mają ochotę na odkrywanie tajemnic zwykłego dnia nad morzem:)
Po raz kolejny nie potrafię wytłumaczyć gdzie zgubiłam ten czas od ostatnich doniesień. A przecież tyle się wydarzyło. A może po prostu za dużo i nie wiedziałam o czym i kiedy napisać..? Już samo lato było zupełnie zaskakujące, chyba najbardziej tym, że mogłam poczuć powiew morskiej bryzy wprost z okna własnego mieszkanka na skraju rezerwatu na Kępie redłowskiej w Gdyni. I choć minęło od tego momentu już kilka miesięcy to każdy poranek jest zupełnie jak ten pierwszy. Zaskakujący, tajemniczy, zapowiadający zupełnie nieoczekiwane wydarzenia. A tych nie brakuje. Z powodzeniem udało nam się zorganizować wspaniałą niespodziankę 1 czerwca dla Dzieci z Rodzinnych domów dziecka. Mnóstwo ciepłych uśmiechów, radości i uścisków sprawiło, że ten z początku pochmurny dzień kończył się długim, gorącym rozstaniem i obietnicą spotkania w przyszłym roku. Nie mogło zabraknąć słonecznych Mazur, festiwalu Sztukmistrzów, Święta Cydru, Nocy kultury i filmowych wieczorów, nowych muzycznych brzmień, kolorowych jarmarków na Jagiellońskim targu… i wiele, wiele innych niezwykłości, gdzieś pomiędzy Lublinem a Gdynią. Jak zwykle obiecuję sobie nadrobienie zaległości zwłaszcza w galerii i postaram się dotrzymać słowa. Tak czy inaczej nie umiem i chyba nie chcę się zatrzymać w jakimś jednym miejscu. Dzięki temu mogę Was gdzieś spotkać, tam gdzie nie planuję i gdzie takie spotkanie sprawiają mi najwięcej przyjemności. Zatem do zobaczenia nie tylko tu ale i tam. Ściskam gorąco:)
No i stało się. Tak skrzętnie przechowywane bilety na plażę to już historia. Choć nie tak odległa bo zaledwie jeszcze trzy dni temu patrzyłam na wschód słońca nad Morzem Śródziemnym. I muszę przyznać, że nie tylko malownicze zachody słońca są tą magiczną chwilą, w której stają się bohaterami wręcz milionów fotograficznych kadrów. Naszym motywem przewodnim w ostatnim tygodniu były krajobrazy zachodniego wybrzeża Cypru. I pomimo tego, że znałam je już z poprzedniego pobytu to jednak każdego dnia odkrywałam tajemnice okolic Pafos, patrzyłam na gwiaździste niebo z pokładu Ptolemy, stojąc na kotwicy w lagunie nieopodal Timi, chowałam się przez upalnym słońcem i wszechobecnym kurzem wzbijanym spod kół na nadmorskim „camel trophy”. Pomyślałam sobie, że warto czasami wrócić do miejsc, gdzie odnajduje się fragment własnego życia, uśmiech ludzi, ciepłe promienie słońca, radość. Właśnie tak dobre wspomnienia tworzą naszą dobrą rzeczywistość. Przeglądając zdjęcia z uśmiechem wracamy do chwil, w których jeszcze niedawno przyszło nam grać rolę życia, kolejną bo przecież następna chwila była równie ważna. Tak jak ważny jest każdy dzień w życiu. Ten w którym rozkwita wiosna, czy ten kiedy listopadowy deszcz spływa strumieniem po szybach. Dzień, w którym spotykamy ważnych ludzi na naszej drodze… przyjaciół, jak w Pafos. Dziękuję Asia:)
Patrząc na kalendarz czuję niezwykłą satysfakcję z dobrze spędzonego czasu w czasie mijających pierwszych tygodni roku. Zdążyłam trzy razy stanąć twarzą w twarz z polskimi górami i raz z polskim morzem. Po drodze zahaczyłam o Mazury, daleki Szczecin i Opole. Na chwilę zatrzymałam się w Kaliszu, uznawanym powszechnie za najstarsze miasto w Polsce. Po drodze był mi uroczy Dusseldorf. Po tym wszystkim stwierdziłam, że to dobra wróżba na ten rok. Dla pewności raz na jakiś czas sprawdzam moje pierwsze lotnicze bilety na plażę, bo w zasadzie to już niedługo. Tym sposobem jestem w stanie wysiedzieć jeszcze jakoś w pracy choć z pewnym przerażeniem myślę o nadchodzących Kolosach. Aż strach pomyśleć co mi jeszcze wpadnie do głowy jak obejrzę kilkanaście emocjonujących zapewne relacji z podróży w czasie i przestrzeni, zastanawiając się dlaczego mnie tam jeszcze nie było? Wierzę, że w przypadku niektórych miejsc to tylko kwestia czasu… czasu, którego nie pozostaje wiele, dlatego warto go docenić już dziś i nie tracić ani chwili. Czy jestem spakowana? Ja tak… a Wy? Mam dziwne wrażenie, że zobaczymy się niebawem:)