Aktualności
Tym razem to wszystko poszło za daleko. Po małych zmianach w służbowym życiu gdzieś zgubiłam trop tej ważniejszej, prywatnej strony egzystencji. A przecież po drodze znów znalazłam się na nieodkrytych ścieżkach podążając za niepokornymi wędrowcami na gdyńskich Kolosach. Z niemała satysfakcją stwierdziłam, że trochę wracamy do korzeni i zaczynamy stawiać na oryginalność, spontaniczność i wolność bez komercji. Zabarwione pasją relacje podróżników na długo zamieszały mi w głowach i gdzieś zaczęła kiełkować myśl o dalekiej czy bliskiej wyprawie. W zasadzie to po prostu żeby się gdzieś ruszyć, znaleźć kolejny cel. Tym śladem odkryłam nową, trochę tajemniczą stronę życia moich znajomych, wpadłam w szalony wir wspomnień na niezapomnianym spotkaniu z Pawłem, cieszyłam się słońcem wielkanocnych tradycji, aż zatrzymałam się w majowym klimacie na naszym Roztoczu. Przez ten cały czas miałam jednak wrażenie, że coś jednak kieruje naszym życiem. Czasami kogoś lub coś się traci, może nie od razu pojawi się alternatywa, może trzeba to jakoś przetrzymać a może nie czekać i zacząć działać? Czasami jest trudno… dlatego warto dostrzegać słońce nawet w tych bardzo pochmurnych dniach, korzystać z tego co mamy dziś, kogo dziś mamy blisko i doceniać każdą chwilę spędzoną z uśmiechem. Warto żyć tak jak się lubi najbardziej.
Często myślę, że to zupełnie nie do wiary jak szybko przemyka gdzieś obok czas, świat i ludzie. Zatrzymałam się na chwilę na rodzinne Święta, Nowy Rok w zieleni Roztocza przywitałam słońcem i uśmiechem przyjaciół, kilka kolejnych dni rozglądałam się dookoła szukając zimy. A kiedy ta wreszcie przyszła, przykrywając świat grubą, puchową pierzyną, poczułam że coś zaczyna kiełkować. Jakaś myśl odłożona na później, marzenie zrobienia czegoś innego, nowego… moje zeszłoroczne wspomnienia zamknęłam w kalendarzach. Jeden z nich to był prezent za niezwykłą podróż po bezdrożach Maroka, w drugim ukryłam morskie opowieści wielkiego Atlantyku. Jednym z postanowień na najbliższe tygodnie było znalezienie kolejnego miejsca na Ziemi, gdzie rzadko ktoś zagląda, gdzie będzie można zapomnieć o życiu w prędkości światła. Czas – niezwykłe coś, czego nie mogę dotknąć i schować na później. Dlatego chcę poruszać się razem z nim, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu … kogoś, czegoś… mam nadzieję, że znajdęJ
Za każdym razem jak odkrywam coś nowego czuję się trochę jak Robinson Crusoe. To sprawia, że cały czas czuje dreszczyk emocji kiedy myślę o nadchodzącym urlopie czy krótkim wyjazdem na weekend. Świat nie przestaje zaskakiwać. Czasami jest to zamglony wschód słońca innym razem obiad w towarzystwie przypadkowo spotkanego człowieka. Zastanawiałam nie jednokrotnie jak wiele niespodzianek potrafi przynieść jeden dzień, a co dopiero tydzień spędzony na środku Atlantyku. Patrząc na wielki bezkres wody z perspektywy pokładu jachtu ma się wrażenie, że poza błękitem nieba i granatem oceanu nic więcej nie ma. Horyzont zmienia się jedynie z każdą falą. Na jego skraju wypatruję kształtów oceanicznej fauny. Może tym razem upoluję słynnego walenia… migawka czeka w napięciu.
... na początku był chaos… tak mogłabym krótko opisać stan aktywności pod koniec lipca, kiedy już wiedziałam, że sierpień nie da mi odpocząć. A plany zaczęły niemal na siebie zachodzić. Mazurskie żeglarskie życie postanowiłam rozszerzyć o horyzont morza, w otoczeniu największych windjammerów, najszybszych jachtów i oddanych żeglarskiej pasji ludzi na finale Tall Ship 2013 jaki z początkiem sierpnia właśnie zaczynał się w mieście portowym Szczecin.
Żeby jednak tam dotrzeć postanowiłam na chwilę oderwać się od codzienności za sprawą niezwykłego Cirque de soleil, który na kilka dni zagościł w gdańskiej Arenie. Niemal od pierwszych scen wspaniałego spektaklu wraz z innymi znalazłam się w świecie marzeń, szybując pod kopułą namiotu, skacząc na batucie, będąc jedną z niemych bohaterek artystycznego przedstawienia. To było jak przejście przez lustro i spojrzenie na świat trochę przez krzywe zwierciadło, huśtając się na trapezie. Tak, teraz mogłam przenieść się na pokład dowolnego jachtu. Byłam gotowa na spotkanie z potęgami mórz i oceanów… Lublin, w między czasie, przez kilka dni stał się domem dla mistrzów szktuk ulicznych i nie tylko. Artystyczne, międzynarodowe misteczko, pełne kolorów, muzyki i tajmniczych twarzy cyrkowych czekało na chętnych widzów, którzy odważyli się wcialić to w ulicznego barda, to w komika czy członka trupy artystów cyrkowych... a sierpień trwa nadal i nadal pokazuje mi najpiękniejsze strony życia, a tą był niewątpliwie koncert Rogera Waters’a ze słynnym The Wall. Ostatnie 30 lat, które stworzyło dzisiejszy świat stało się bliskie jak nigdy dotąd za sprawą muzyki, obrazu, scenografii i samego artysty. Wydarzenie jakim jest koncert nabrało nowego znaczenia… ciekawe jakim symbolem zapisze się w historii tego roku wrzesień. Zdaje się, że będzie to coś równie niezwykłego… będę czekać, na Was też:)
W krainie Majów i Azteków
Tym razem trochę aktualności z moim udziałem dzięki uprzejmości innych..... zapraszam
Po krótkiej przerwie – zapraszamy na ponowne spotkanie z naszym nieformalnym Klubem Podróżnika PIKUŚ!
W zeszłym roku odwiedziła nas z opowieścią z podróży po Nowej Zelandii Marzena Kasperek. Po tej opowieści każdy przez ponad tydzień marzył, żeby rzucić to wszystko i wyjechać paść owce na antypodach.
To tym razem szykujcie się, że będziecie się chcieli przeprowadzić do Ameryki Środkowej!
Otóż Pani Marzena powraca do nas z opowieścią z zupełnie innego krańca ziemi – z Ameryki Środkowej. Odwiedzimy Meksyk, Belize i Gwatemalę, czyli trzy państwa których tereny wchodziły niegdyś w skład dwóch największych imperiów prekolumbijskiej ameryki – Majów i Azteków! Co jeszcze ciekawsze – będzie to opowieść z wyprawy z roku 1999, czyli z czasów na długo przed facebookiem, instagramem i drimlajnerami. Będzie też parę słów o niedawno wydanej książce pani Marzeny „Jangcy – umykające krajobrazy Chin”. Tak więc bierzcie paszporty Polsatu i szykujcie czas na wyprawę!