Aktualności
Nie sądziłam, że tan mały fragment zmarzniętej, otoczonej zimnym oddechem lodowca ziemi znajdzie uznanie w oczach jury tegorocznych Kolosów… a jednak. Widok mojego zdjęcia pośród kilku innych wybranych na wystawę, towarzyszącą spotkaniom podróżników, był jak spełnienie kolejnego z marzeń. Zwłaszcza, że towarzystwo w jakim się znalazłam było wyjątkowe. Wyrwane fragmenty życia na ulicy, niczym nieokiełznana przyroda, ludzkie emocje, smutek w dziecięcych oczach, radość z podróży, nowa znajomość, przygoda życia.. to niezwykły kolaż uczuć jaki pojawił się na zdjęciach laureatów wystawy.
Ja jestem pewna, że każdy ma gdzieś swoje, najcenniejsze zdjęcie, które jest już wygraną Grand prix. Każda chwila w życiu zasługuje na to by być zapamiętaną. Jest jeszcze wiele dni przed nami aby odnaleźć w kadrze ten pejzaż, to ujęcie, tego człowieka.. trzymam kciuki za satysfakcję z życia..
Dlaczego długo nie pisałam gdzie się znalazłam w minionym międzyczasie.. zupełnie nie wiem. Może zabrakło mi zacięcia a może po prostu zajęłam się czymś innym. Sama jakiś czas temu zadałam sobie to pytanie i nie znajdując żadnego sensownego wytłumaczenia postanowiłam usiąść przed klawiaturą i wrócić do tego co powoduje, że kiedy opisuję kolejny fragment życia już pakuję plecak na następną wyprawę. W między czasie trochę przed czasem znalazłam się na tegorocznych Kolosach w postaci moich zdjęć na Foto Globie. Zatem cokolwiek się z nimi wydarzy dalej poczułam się zobowiązana do działania. Ostatecznie znalazłam się w gronie wybrańców spośród setek nadesłanych zdjęć a znalezienie się w gronie kilkunastu szczęśliwców wprawiło mnie w niezwykły podróżniczy i pełen satysfakcji nastrój… a przede mną kolejna sesja zdjęciowa, mam nadzieję że spotkamy się w plenerze…. Pa:)..ps. właśnie spojrzałam na datę, szczęśliwa ‘trzynastka’:)
Uśmiech – to zaplanowałam na nowy rok. Bez względu na zmieniającą się rzeczywistość, pogodę czy okoliczności postanowiłam uśmiechem przywitać „trzynastkę”. Zdarzyło się przecież tak wiele już dobrego. Nowy rok przywitało słońce, atmosfera przyjaźni i radości.
Przed nami, podróżnikami kolejne wspaniałe spotkanie na tegorocznych Kolosach, nadchodząca wiosna, urlop, wyprawa, lato, wyzwania i niczym nieograniczone marzenia. Spełnieniem jednego z moich było wydanie książki, na pewno pierwszej, choć z cichą nadzieją myślę, że nie ostatniej. Ostatnio wróciłam wspomnieniami do pięknych krajobrazów Kambodży, Nepalu i Meksyku. Przypomniałam sobie słowa Pawła, że owe wspomnienia nie powstają z planów tylko z działań. A ten rok ma jeszcze 361 dni aby mnie czymś miłym zaskoczyć. Dam mu szansę, a może nawet trochę pomogę, bo wciąż mam marzenia.
Mam nadzieję, że wystarczy Wam planów i marzeń na ten rozpoczęty rok.
Uśmiechajcie się .. zwłaszcza do siebie:):)
Jeszcze tylko dwa dni i pierwsze małe, słodkie mikołajkowe podarunki sprawią, że grudzień nabierze pięknego odcienia czerwonych kokardek, światła świec i bieli śniegu. Przyglądam się Światu jak pędzi po rozświetlonych galeriach w poszukiwaniu tych jedynych prezentów, jak wspaniałe ludzkie bezinteresowne gesty przygotowują Szlachetną Paczkę dla tych, których nie stać na nawet na zwykłe powszednie życie, jak tworzy się aura nadchodzących Świąt. To niezwykły czas, który ja już poczułam w niezwykłym miejscu, w Supraślu, gdzie w magicznej atmosferze przeniosłam się wraz z grupą podróżników do zaczarowanej Nowej Zelandii.
W Alkierzu pojawiły się stada baranów, Góra Przeznaczenia, powiało chłodem lodowca Franza Jozefa i rozpalonym go czerwoności zachodem słońca w parku Tasmana.
Kiedyś Paweł napisał mi, że wspomnienia pochodzą z czynów nie z planów. I rzeczywiście czas na działanie. Najpierw sprawię niezapomniane Święta, pomyślę o noworocznych marzeniach, spojrzę na kolejny kalendarz pełen morskich wspomnień i zacznę się pakować. Chcę być gotowa na ten dzień… niech spotka Was wszystko co dobre…
Obudziłam się dzisiaj w górach nad Białym Dunajcem. Jeszcze wczoraj przemierzałam piękną Małopolskę utopioną w jesiennym słońcu i ferrią odcieni czerwieni. Dziś znalazłam niezwykły spokój i relaks w termach Białki Tatrzańskiej. Wokół spokojnie na rozpoczęcie sezonu czekały uśpione jeszcze wyciągi narciarskie. W zachodzącym słońcu zaczęła się jesień. Piękna pora roku, która sprawia że obiektyw aparatu sam odnajduje najlepsze ujęcia, poruszając się za ciepłym refleksem liści, złamanym łanem suchych traw, szumem strumienia… polecam polskie góry, wyżyny, niziny i nadmorskie plenery.
Życzę Wam słonecznego ciepła i rozgrzewającej czerwieni w gorącym grzanym winie na krakowskim rynku. Jesień potrafi być wiosną przed zimą i nie musi być tylko listopadowa… polecam życie...
Jeśli narzeka się za bardzo, że jest za gorąco to przewrotnie można się na wymarzonych wakacjach znaleźć tam gdzie będzie się narzekać, że jest za zimno. Tak było i tym razem. Lipcowe upały zupełnie nie działały na mnie w żaden mobilizujący sposób, więc wyjątkowo bardzo czekałam na wakacje u wybrzeży Norwegii. Jeszcze przed wyjazdem spojrzałam na mój cenny certyfikat dotarcia do Cabo da Roca – najbardziej na zachód wysuniętego skrawka Europy i słowa portugalskiego poety „gdzie ląd się kończy a morze zaczyna” i kilka zdjęć z prawie najdalej na południe wysuniętego skrawka Nowej Zelandii. Nadszedł czas na północ. I to nie byle jakim sposobem tylko na pokładzie dzielnej Gedanit w towarzystwie nie mniej dzielnej załogi .. ale o tym później… tak czy inaczej pozostał jeszcze wschód, a tam musi być jakaś cywilizacja i wcześniej czy później do niej dotrę, zapraszam na przyszły rok. To już postanowione.
A póki co po kilkunastu dniach letnich wakacji w temperaturze 10st znów narzekam, że jest mi gorąco… tym razem chyba lepsze będzie zaproszenie na lody w okolicach Sandomierza, przynajmniej przez kilka najbliższych dni.