Aktualności
25 marca 2020
Ograniczenia… coś czego chyba nikt nie lubi i niezależnie czego dotyczą. Budzi się w nas bunt, zwłaszcza kiedy na zaistniałą sytuację nie mieliśmy wpływu i w zasadzie jesteśmy, w naszej ocenie, jakby ofiarami sytemu nakazów, zakazów. Czujemy obawy, że coś nam umknie, coś przeoczymy. Nie możemy realizować zwykłego planu dnia nie mówiąc o tym, że marzenia wydają nam się wyjątkowo trudne, wręcz nierealne do spełnienia. A tak jest właśnie dziś. W ograniczeniu do świata niekoniecznie wielkiego mieszkania. Cztery ściany, sufit i internet. Coś, co dla mnie jest zupełnie niewystarczające do życia. Całe życie obracam się wśród ludzi, zwiedzam, zachwycam się przyrodą, odrywam tajemnice miejsc niezwykłych. I nagle stop. Wszystko się zatrzymuje. Świat dostępny jest tylko przez ekran komputera czy telefonu. Próbujemy organizować się w zupełnie nowej rzeczywistości. Ja czuję jakąś niezwykłą stratę, jako ktoś kto potrzebuje niemal nieustannie towarzystwa, rozmów, przestrzeni. Mam tylko nadzieję, że może choć przyroda przez chwilę skorzysta z tego naszego ograniczenia. Odetchnie. Odrodzi się. Jeśli nie jest to najlepszy czas dla nas to niech będzie dla niej.. do zobaczenia ?W jakich chwilach czujecie, że coś trzeba zmienić, że jakoś Was tak nosi, nie możecie sobie znaleźć miejsca a może tych miejsc jest właśnie za dużo?? Ja nie mam recepty na długotrwałe związki z owymi miejscami. Podążam zwykle za uczuciami, za ludźmi, za emocjami. Intuicyjnie wyczuwam nadchodzący czas, kiedy zbyt często spoglądam na plecak, chce mi się spać w śpiworze, zostawiam otwarte okno na noc, jakby to właśnie wtedy miała nastąpić jakaś niezwykła teleportacja. Nie zawsze za to przemieszczam się tam gdzie marzę. Rozsądek i poczucie obowiązku jakoś mnie dyscyplinuje i trzyma w jakimś wnętrzu aż zaczynam czuć, że mi ciasno. Potrzebuję przestrzeni. Wy też? Zacznijmy może od Gdyni. To dobry start, metę określcie sami. Moja jest gdzieś za horyzontem, tam gdzie jeszcze mnie nie było albo gdzie czułam się tak wyjątkowo, że bez zastanowienia chcę wrócić. Dzień dobry wiosno. Wyruszam na spotkanie z..... :)
Gdzieś w międzyczasie minęła wiosna, lato wyjątkowo gorące, pełne morza, uśmiechu, bieli żagli zagościło na dobre. Postanowiłam korzystać ze wszystkiego co pojawiło się dookoła. Spacery, przyjazdy niezliczonej ilości gości, filmowe lato, kąpiele w wyjątkowo ciepłym Bałtyku, nowe miejsca, nowi ludzie... Każdy dzień był małą wakacyjną przygodą. Udało mi się nawet usiąść do dalszego pisania kolejnej książki, choć tu ciągle brakuje mi kilku spokojnych dni na skupienie się nad naszą wyprawą do Nowej Zelandii, która jest jej bohaterką. Ale nie poddaję się. to teraz plan nr 1. Zaraz po tym jak zeszłam z pokładu jachtu Selma Racing poczułam, że wiejący wiatr w jej żagiel rozpędził mnie na dobre. Teraz to już na pewno zabraknie mi czasu na sen... Może prześpię się między jedną a druga wachtą gdzieś na morzu... a póki co zajrzę na plażę. Tam na horyzoncie zawsze czai się jakaś nowa inspiracja :)
W tym roku wiosna z wyjątkowym oporem zbliżała się do Polski. Wszystko wskazywało na to, iż nie będzie to zielona eksplozja ciepła a raczej dłużące się poranki, w oczekiwaniu na pojawienie się słońca. W takich okolicznościach zdecydowaliśmy się jednak rozpocząc sezon żeglarski. Z początku z niepokojem przyglądałam się jak morzem targa sztorm. Perspektywa nie była optymistyczne. A przy tym wahania temperatury między -3 a +2 stopnie Celcjusza. Ale nie było odwrotu. Uzbrojona po zęby w niezliczoną ilośc warstw ciepłego odzienia wypłynęłam z przyjaciółmi na poszukiwanie wiosny. .. Przyszła, w niedzielę i została. Nie tylko na niebie ale i w naszych kojach, na pokładzie jachtu i na pewno w naszych sercach. Kiedyś, mój przyjaciel powiedział mi "Zakochaj się na wiosnę" - polecam. Wspaniały pomysł na resztę roku. Przesyłam dziś ciepłe promienie wiosennego słońca znad zatoki z widokiem na słoneczną przyszłośc. :)