Selma2018_01
Selma2018_01
… to było coś więcej niż tylko spotkanie z Selmą Racing i jej wspaniałą załogą. Tego dnia Selma Racing wpłynęła do portu w Górkach Zachodnich jako najszybszy jacht 40-tych Regat Obrońców Westerplatte. Siedziałam z aparatem w ręku w główkach portu. Widok rozpiętych na wietrze żagli jachtów, biorących udział w regatach zapierał dech. Wypuszczone spinakery raz za razem przysłaniały horyzont. Można było patrzeć na nie w nieskończoność. Ale wreszcie nastąpił moment kulminacyjny i Selma z czterema zwycięstwami przybiła do kei. Wystrzelił szampan. To było wspaniałe zwycięstwo. .. I taki był tylko początek mojej przygody z Selmą. Jeszcze tego samego wieczoru weszłam na jej pokład jako załoga. Przed nami był rejs do Jastarni. I choć nie był to regatowy przelot na czas to styl w jakim to zrobiliśmy był absolutnie niezwykły. Do góry poszedł grot i to właściwie wystarczyło, żeby z prędkością średnio 8 węzłów w niezłym przechyle ruszyć kursem 345o.

Nad naszymi głowami lśniło morze gwiazd. Nad horyzontem pojawił się rudo-złoty księżyc, rzucający świetlisty cień na powierzchnię rozfalowanej wody. Północno-zachodni wiatr popchnął nas w wyznaczonym kierunku. Nad pokładem królował wielki grot. Fok spokojnie czekał na swoją kolej. Zaparliśmy się z Wojtkiem o pokład i chłonęliśmy urok nocnej żeglugi. Przez pokład przelatywały żeglarskie wspomnienia i uczucia toczącej się właśnie niezwykłej przygody. Co raz, któraś z fal lekko przepływała przez dziób jachtu. Lekkie pióropusze wody sięgały do kokpitu. Z żalem patrzyliśmy jak w za szybko zbliżały się światła portu w Jastarni. Zdecydowanie za szybko. Wojtek rzucił nieśmiało, że może tak trochę dalej, choć do Świnoujścia... Niestety tym razem Artur Skrzyszowski – nasz skipper tego nie planował :) Ten krótki przelot nie mniej był również spotkaniem ze wspaniałym żeglarzem Szymonem Kuczyńskim, który wybrał się z nami na nocne żeglowanie. Trudno coś zwykłego napisać o tych niezwykłych żeglarzach. Zostawię tu nieco miejsca na osobistą refleksję, którą zachowam dla siebie zanim nie dotrze do mnie z kim znalazłam się na pokładzie Selmy Racing tej nocy.

Noc była ciepła i na pewno z powodu nadmiaru wrażeń, nie myśleliśmy z Wojtkiem o spaniu. Cała nasza czwórka, ruszyła w kierunku centrum uśpionego miasteczka. Ze sobą mieliśmy kolację, którą postanowiliśmy zjeść na plaży, ok 1.20 z widokiem na otwarte morze. Nad nami znów zaświeciło morze gwiazd. Dwie z nich spadły. Oby spełniły marzenia. W tych okolicznościach przyrody moje było tylko jedno :) Przez ciche, pogrążone we śnie ulice wróciliśmy na pokład. W lekkim szumie wody uderzającej o pokład zasnęliśmy w sekundę.

Poranek przywitał nas pięknym słońcem. Przed nami był pracowity dzień, kiedy to Selma udawała się na kilkudniowy odpoczynek. Musieliśmy złożyć dla niej kobyłkę a jacht delikatnie wyciągnąć z wody. Jako, że ostatnie dni obfitowały w niezwykłości to i nasze ostanie wspólne śniadanie było zbiorem niezwykłych smaków, począwszy od grillowanej – dwa dni temu – kaszanki, co najmniej kilograma bananów, dwóch plasterków sera, uczciwie podzielonych na cztery i czekoladowy krem na deser. Skład może niecodzienny ale wystarczyło, żeby nabrać sił i ruszyć na plac budowy. Poszczególne elementy kobyłki pojawiły się na placu. 96 śrub i kilka ciężkich przęseł stanowiło całość układanki. Poszło całkiem nieźle, zważywszy że ja miałam do czynienia z taką pracą po raz pierwszy. Po dwóch godzinach 'kobyłka stanęła u płotu' a miły, uśmiechnięty operator samojezdnej bramownicy czyli travelift'u podjechał pod dok, w którym czekała Selma, którą wcześniej przestawiliśmy w wyznaczone miejsce. Selma ruszyła w górę. Wolnym ruchem, bezpiecznie uniosła się na odpowiednią wysokość i w blasku fleszy przejechała na przygotowane, wygodne łoże. Z lekką instrukcją Artura jacht został precyzyjnie umieszczony na miejscu. Weszliśmy jeszcze na jej pokład. Ostanie prace niestety zbliżały nas do końca przygody. Ale pozostawiliśmy Selmę Racing w odpowiednim stanie. Niech odpocznie przed kolejnym wyzwaniem.

Zeszłam z drabiny. Zawołałam chłopaków, żeby raz jeszcze stanęli przy jachcie. Dźwięk klikającej migawki jednoznacznie oznaczał, iż pożegnalne zdjęcie stało się jednym z licznych ujęć, dokumentujących weekend z Selmą w roli głównej. Mam tylko nadzieję, że był to pierwszy z takich weekendów, a może coś więcej...